sobota, 30 czerwca 2012

W szpitalu

Praca w Szpitalu Dziecięcym była pierwszą wspólną działalnością naszej grupy. Trwała od lutego do pażdziernika 2011 r. 
Zaczęło się bardzo obiecująco. Pan Ordynator zwołał zebranie, zapoznałyśmy się z zainteresowanymi naszą pracą lekarzami i resztą personelu. My opowiedziałyśmy o zasadach naszej działalności, a pracownicy zostali zobowiązani do pomagania nam na każdym odcinku. 
W tym okresie my, jako grupa, zaczęłyśmy wyrabiać sobie "nasz" styl pracy. My również musiałyśmy się poznać. Okazało się, że łączy nas kilka przewodnich założeń:
 - chcemy pomagać dzieciom, które tego potrzebują;  
 - chcemy wykorzystać zdolności i umiejętności naszych wspaniałych psów; 
 - chcemy propagować ten model dogoterapii, gdzie pies traktowany jest podmiotowo i z szacunkiem, i jest partnerem do współpracy, a nie sprzętem;
 -  praca z dziećmi ma opierać się na wspólnej, dającej przyjemność aktywności.
Pracując w szpitalu, przyjmowałyśmy na zajęcia (po konsultacjach z lekarzem i uzyskaniu zgody rodziców) przeważnie dzieci z większą lub mniejszą dysfunkcją motoryczną. Były to dzieci z dziecięcym porażeniem mózgowym, ze schorzeniami pochodzenia reumatoidalnego i inne dzieci, mające trudności z poruszaniem.
 W tym czasie, głównym celem zajęć było zmotywowanie pacjenta do ruchu przez zabawę. Pies okazał się doskonałym motywatorem. Dzieci, przełamując bariery trudności i bólu, naśladowały ruchy psa (chodzenie po psich śladach, tzw."stopki", czołganie się pod psem), zmuszały się do wykonywania trudnych dla siebie zadań, a wszystko to na wesoło, ze śmiechem i machaniem ogonem. 
W tym czasie zostałyśmy nawet gwiazdami telewizji. Szpital chciał chyba pochwalić się stosowaniem nowatorskich metod, wspomagających leczenie. Jednak nam, kamera i operatorzy zdecydowanie bardziej przeszkadzali niż pomagali. Wielu lekarzy o "otwartych umysłach" interesowało się tym, co robimy. Interesowali się, pytali czy mogą przyglądąć się zajęciom. To nas zdecydowanie cieszyło. 

Po wielu miesiącach współpracy, okazało się jednak niestety, że intencje szpitala są nie do końca zbieżne z naszymi. Zakończenie współpracy było dosyć niefortunne. Nie mogliśmy już porozumieć się w kwestii ich oczekiwań, w stosunku do tego, co proponujemy. Poczułyśmy się niedocenione i niezrozumiane, więc trzeba było się rozstać. 
Jednak mamy dużą satysfakcję z pewności, że udawało się nam chore dzieci zachęcić do ruchu zbawiennego w ich rehabilitacji. A poza tym widziałyśmy, że dostarczamy im sporo radości i miłych chwil. Widziałyśmy to w ich oczach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz